„Zaklinacz tygrysów” Rocha Urbaniaka
Gdy Ari zaczął grać, znikąd pojawił się ogromny tygrys. Niszcząc domu na swej drodze, niebezpiecznie szybko zbliżył się do grajka i… zasnął. Tak zaczyna się „Zaklinacz tygrysów” Rocha Urbaniaka od @wydawnictwo_dwukropek , jedna z piękniejszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.
Chyba nie sposób nie zacząć od ilustracji autora i jednocześnie artysty-malarza, dla którego inspiracją są podróże, mity i legendy. Widzimy to w ilustracjach do książki. Surrealistyczne mityczne obrazy, które wypełniają jej strony, przywodzą na myśl odległe światy z pogranicza jawy i snu. Przypominają mi trochę twórczość Tomasza Sętowskiego, którego obrazy bardzo cenię (zobaczcie np. „Księżycowe miasto”). Są niesamowite i bez nich ta opowieść po prostu by nie istniała.
Podróż grajka w poszukiwaniu domu Tygrysa to nostalgiczna podróż po wyimaginowanych krainach i okazja do zadawania filozoficznych pytań. To swego rodzaju rytuał przejścia, na którego końcu stajemy się kimś innym. To droga, przemierzana od początku do końca, by zastać w tym miejscu nowy początek.
Mnóstwo tu przemyśleń. Podróż Ariego i Tygrysa są okazją do poszukiwania siebie, odkrywania prawdy rządzącej światem. Co znaczy wiedza, jeśli się nią nie dzielimy? Czym jest samotność? Jak uchronić innych, jednocześnie nie odbierając im wolności? Jak odnaleźć w sobie siłę, by zaakceptować to, że każdy człowiek jest inny i każdy chce coś powiedzieć? Gdzie szukać siebie, swego domu i korzeni?
„Zaklinacz tygrysów” to fenomenalna książka, ponadczasowa przypowieść o zrozumieniu, wybaczaniu, drugiej szansie i sile przyjaźni. Zdecydowanie lektura obowiązkowa!
Wiek czytelników: 9+
Liczba stron: 88
@rochurbaniak
@przemek_staron
@trzykropki_ksiegarnia
@wydawnictwo_dwukropek
Komentarze
Prześlij komentarz